Rozdział IV
Podróże.
Rzym to stolica Włoch, miasto w otoczeniu wzgórz na wyżynnym terenie nad rzeką Tyber. Można tu zaobserwować ogromny postęp gospodarczy oraz przemysłowy. Ania i Karol zarezerwowali miejsca w hotelu, bad którym roztaczały się wapienne wzgórza nad wybrzeżem morza. Widok z balkonu wyglądał jak obrazek! Właśnie to zakochani oglądali na początku.
Na drugi dzień pobytu w tym malowniczym kraju umówili się z przewodnikiem, aby pooprowadzał ich po miejscach godnych zwrócenia uwagi oraz opowiedział ciekawostki o Rzymie.Dowiedzieli się sporo interesujących rzeczy. Mogliby napisać książkę! Przewodnik miał głos świetnie wpadający w ucho. Aż miło się go słuchało. Tego dnia to jednak nie koniec rozrywek. Wieczorem poszli nad morze wykąpać się i zjeść na plaży romantyczną kolację. Ania jakby przewidziała wszystko, biorąc z odległego domu kosz piknikowy, w który dziś zapakowali jedzenie i białe wino. Było bardzo przyjemnie. Pieszczotom i komplementom nie było końca. Radośni wrócili do pokoju hotelowego, w którym nie przerywali romantyzmu. Cykali sobie zdjęcia cyfrówką Karola w łożu obsypanym płatkami róż (inicjacja właściciela hotelu), by uwiecznić pierwsze dni pobytu w podróży poślubnej.
Nazajutrz spotkali się z kamerzystą.Wynajęli go, żeby ten uwiecznił miłość pary. Pozowali i całowali się na wybrzeżu, w hotelu oraz przy bazylice. Tam również spotkali fotografa. Sesja zdjęciowa była udana. Niestety, trzeba było drogo za nią zapłacić. Jednak tak rewelacyjne fotki są warte swojej ceny.
W pozostałych dniach para młoda podróżowała po Włoszech. Agrigento, Aniene, Concordia Agitaria i Livorno to tylko niektóre z wielu miast. We wszystkich narobili masę zdjęć dla rodziny oraz oczywiście i dla siebie. Te tygodnie spędzone tylko we dwoje na obczyźnie zostały uznane przez nowożeńców za najlepsze momenty ich życia: tego wspólnego, ale też tego ,kiedy jeszcze się nie znali.
Podróż powrotna samolotem była okropna. Wiał silny wiatr. Padał gęsty deszcz. Trudne warunki. Piloci starali się ominąć ulewę, lecz nie udało się im. W pewnym momencie samolot zaczął przechylać się na lewą stronę. Czoło Anny zlało się zimnym potem. Karol uspokajał ją. Bezskutecznie. Na szczęście po kilku chwilach wszystko wróciło do normy. Samolot wrócił na dobry kurs. Zasługa to doświadczonych pilotów z długoletnim stażem. Na lotnisku w Polsce na małżeństwo czekali rodzice Ani. Przywitali je gorącymi uściskami. Wszyscy pojechali do nowego domu Anny i Karola. Dostali go od rodziny Karla jako prezent ślubny. Co prawda był jeszcze nie urządzony, ale zawsze to własny kąt. W domku Ania i Karol ustalili z jej rodzicami, ze jutro pojadą do sklepu po łóżko, gdyż do tej pory spali na niewygodnym materacu. Annie marzyło się wielkie dwuosobowe łoże w czerwonym kolorze. Karl myślał o czymś skromniejszym. Jemu wystarczy najzwyczajniejsze nieduże łóżko w jasnych, spokojnym barwach. Ta niezgodność wyszła na jaw dopiero w sklepie meblowym. Pokłócili się. Ance wpadło w oko zbyt drogie łózko, na które Karol nie mógł się zgodzić ze względu na ograniczony budżet. Zaś to, co wybrał mąż jest według żony zbyt konwencjonalne. W końcu parę pogodzili rodzice, pokazując ładny oraz całkiem tani mebel.
sobota, 3 grudnia 2011
czwartek, 1 grudnia 2011
Rozdział III
Zakupoholizm.
Dwa dni przed potencjalną podróżą poślubną Ani przypomniało się, że w Rzymie teraz jest o wiele cieplej niż w Polsce.
Wyciągnęła Karola na zakupy, gdyż nie miała, czego ze sobą zabrać, w którym moda rozkwita. W centrum handlowym znalazła dwie bluzeczki na ramiączkach, a w "Butiku" upatrzyła sobie mnóstwo T-shirtów. Po te jednak musiała wrócić jutro, ponieważ zabrakło jej pieniędzy.
Następnego dnia , w wigilię wyjazdu , udało jej się kupić i bluzki, i spodenki. Pomyślała również o mężu. Tym razem nie mógł z nią wyjść. Aby sprawić mu niespodziankę, zafundowała Karolowi koszulę i wygodne buty do zwiedzania Rzymu.
Kolejnego dnia.... Zakochani zaspali! Musieli bardzo się śpieszyć, żeby zdążyć na samolot. Całe szczęście, że wystąpiło jakieś opóźnienie. Inaczej nowożeńcy nie polecieliby za granicę.
Zakupoholizm.
Dwa dni przed potencjalną podróżą poślubną Ani przypomniało się, że w Rzymie teraz jest o wiele cieplej niż w Polsce.
Wyciągnęła Karola na zakupy, gdyż nie miała, czego ze sobą zabrać, w którym moda rozkwita. W centrum handlowym znalazła dwie bluzeczki na ramiączkach, a w "Butiku" upatrzyła sobie mnóstwo T-shirtów. Po te jednak musiała wrócić jutro, ponieważ zabrakło jej pieniędzy.
Następnego dnia , w wigilię wyjazdu , udało jej się kupić i bluzki, i spodenki. Pomyślała również o mężu. Tym razem nie mógł z nią wyjść. Aby sprawić mu niespodziankę, zafundowała Karolowi koszulę i wygodne buty do zwiedzania Rzymu.
Kolejnego dnia.... Zakochani zaspali! Musieli bardzo się śpieszyć, żeby zdążyć na samolot. Całe szczęście, że wystąpiło jakieś opóźnienie. Inaczej nowożeńcy nie polecieliby za granicę.
wtorek, 22 listopada 2011
Rozdział II
Wszystko układa się pomyślnie.
Ze szpitala zadzwonili do Ani. Martwiła się o Karola, bo długo nie wracał do domu. Kiedy tylko usłyszała, że ma wstrząśnięcie mózgu i jest cały poobijany, na nic nie czekając, wsiadła w samochód i pojechała do ukochanego.Gdy odnalazła jego salę nie mogli porozmawiać, ponieważ wciąż był nieprzytomny. Lekarze twierdzili, iż wkrótce się wybudzi. To była najdłuższa godzina w życiu Ani.
Jako pierwszych Karol zobaczył policjantów. Chcieli, by złożył zeznania i spróbował zrobić rysopis. Niestety, mężczyzna nie czuł się na siłach. Stróże prawa zapowiedzieli się nazajutrz. Ana siedziała cały czas przy łóżku szpitalnym pobitego. W pewnym momencie ten ścisnął ją bardzo mocno za rękę. Kobieta pomyślała, że to najlepszy moment, żeby wyznać coś Karolowi.
-Wyjdę za ciebie.
-Skąd ta nagła zmiana decyzji? Nie musisz, nie chcę cię zmuszać.
-Ale ja chcę z własnej woli!
-Cieszę się- uśmiechnął się nieśmiale Karol.
-Przepraszam, pora na zmianę kroplówki- wtrąciła pielęgniarka.
-Pójdę po kawę- odrzekła Ania.
Następnego dnia rano Karol miał znowu gości. Ponownie przyszła policja. Tym razem mężczyzna opowiedział wszystko co zapamiętał z feralnego wieczoru. Poza tym cały dzień spędził z ukochaną.
Lekarz nawet pozwolił mu wyjść do przyszpitalnego parku.Tam dwa gołąbki mogły sobie spokojnie gruchać. Anna i Karol wymyślili datę ślubu. Postanowili, że zdążą wszystko przygotować do sierpnia. O8.08. Ta data na długo zostanie w ich pamięci.
Wkrótce wypuszczono Karolajna ze szpitala. Nadszedł TEN dzień. Ania wyglądała naprawdę cudownie. Miała białą, falbaniastą suknię do kostek, która świetnie eksponowała atuty Anny. Ślub był skromny. Para zaprosiła rodziców, najbliższych oraz przyjaciół. Goście byli zachwyceni uroczystością: wszystko było dopięte na ostatni guzik; idealne!
Po weselu para młoda udała się do wynajętego pokoju hotelowego, a tam sporo działo, m. in. wymyśliła, gdzie udać się w podróż poślubną. Wybrali Rzym.
Wszystko układa się pomyślnie.
Ze szpitala zadzwonili do Ani. Martwiła się o Karola, bo długo nie wracał do domu. Kiedy tylko usłyszała, że ma wstrząśnięcie mózgu i jest cały poobijany, na nic nie czekając, wsiadła w samochód i pojechała do ukochanego.Gdy odnalazła jego salę nie mogli porozmawiać, ponieważ wciąż był nieprzytomny. Lekarze twierdzili, iż wkrótce się wybudzi. To była najdłuższa godzina w życiu Ani.
Jako pierwszych Karol zobaczył policjantów. Chcieli, by złożył zeznania i spróbował zrobić rysopis. Niestety, mężczyzna nie czuł się na siłach. Stróże prawa zapowiedzieli się nazajutrz. Ana siedziała cały czas przy łóżku szpitalnym pobitego. W pewnym momencie ten ścisnął ją bardzo mocno za rękę. Kobieta pomyślała, że to najlepszy moment, żeby wyznać coś Karolowi.
-Wyjdę za ciebie.
-Skąd ta nagła zmiana decyzji? Nie musisz, nie chcę cię zmuszać.
-Ale ja chcę z własnej woli!
-Cieszę się- uśmiechnął się nieśmiale Karol.
-Przepraszam, pora na zmianę kroplówki- wtrąciła pielęgniarka.
-Pójdę po kawę- odrzekła Ania.
Następnego dnia rano Karol miał znowu gości. Ponownie przyszła policja. Tym razem mężczyzna opowiedział wszystko co zapamiętał z feralnego wieczoru. Poza tym cały dzień spędził z ukochaną.
Lekarz nawet pozwolił mu wyjść do przyszpitalnego parku.Tam dwa gołąbki mogły sobie spokojnie gruchać. Anna i Karol wymyślili datę ślubu. Postanowili, że zdążą wszystko przygotować do sierpnia. O8.08. Ta data na długo zostanie w ich pamięci.
Wkrótce wypuszczono Karolajna ze szpitala. Nadszedł TEN dzień. Ania wyglądała naprawdę cudownie. Miała białą, falbaniastą suknię do kostek, która świetnie eksponowała atuty Anny. Ślub był skromny. Para zaprosiła rodziców, najbliższych oraz przyjaciół. Goście byli zachwyceni uroczystością: wszystko było dopięte na ostatni guzik; idealne!
Po weselu para młoda udała się do wynajętego pokoju hotelowego, a tam sporo działo, m. in. wymyśliła, gdzie udać się w podróż poślubną. Wybrali Rzym.
sobota, 19 listopada 2011
Z cyklu: "Anna Nowik", część II- "Dorosłość Anny Nowik"
Rozdział I
Początki samodzielności.
Anna skończyła studia. Zdała z łatwością, gdyż w liceum miała najlepsze stopnie w grupie. Najbardziej lubiła gotować- to sprawia jej wielką frajdę do dziś. Po ukończeniu szkół Ania wyszła za mąż za Karola. Młodzieniec oświadczył się kobiecie w nietypowy sposób, lecz bardzo zaskakujący oraz spontaniczny. Anka zawsze przepadała za nieplanowanymi działaniami.
W knajpce przy nieciekawej dzielnicy zarezerwował stolik w centrum lokalu. Dla siebie zamówił filiżankę kawy i tortillę, a Annie zaproponował herbatę i naleśniki.
-Podobno tu podają najlepsze naleśniki w mieście- zauważyła.
-Dlatego własnie je polecam.
-Dobrze, w takim razie wodę i naleśniki, poproszę- zwróciła się do oczekującego kelnera.
Obsługa spojrzała na kochanka. Ten jedynie puścił oczko. Mimo to, każdy zrozumiał, o co mu chodzi. Przed romantycznym obiadem, Karol podrzucił załodze knajpy obrączkę zaręczynową! Kobieta nic nie podejrzewała, do tej pory Karol niewiele wspominał o zalegalizowanych związkach dwojga zakochanych, dorosłych ludzi.
Kucharz do farszu jednego z placków dodał pierścionek zaręczynowy. Anna nic nie podejrzewając spokojnie delektowała się wyrazistym smakiem przepysznych naleśników. Zdziwiło ją, iż Karolek jadł pośpiesznie. Zachowywał się inaczej niż zazwyczaj.
Zaczęła podejrzewać, że coś knuje, że ma tajemnicę przed nią.
-Czy chcesz mi o czymś powiedzieć?
Ależ nie, kochanie!
I dalej wrócili do konsumcji obiadu.
Nagle Ania poczęła krztusić i dławić się. Karol delikatnie klepał ją po plecach. Bał się przez moment, że skutki niespodzianki będą nieciekawe. Na szczęście dwudziestodwulatce udało się wypluć przyczynę kaszlu. Z początku sądziła, że obrączka spadła z palca kucharza, Jednak szybko te mysli uleciały z jej głowy, ponieważ Karol ukląkł przed nią, pstryknął palcami po czym pojawiła się orkiestra, i zaczął wyśpiewywać słowa oświadczyn. Później zagrano ulubioną piosenkę pary.
-Wyjdziesz za mnie, ukochana?- zapytał na koniec spiskowiec.
- Nie tak szybko. Muszę wszystko przemyśleć. Dokładnie przestudiować. To poważna decyzja na cały żywot ludzki i pozaziemskie życie.
Markotny Karol wstał, otrzepał się, po czym wyszedł bez słowa z knajpy. Postanowił wrócić do domu, Wybrał drogę na skróty- przez ciemne, osiedlowe ścieżki. Latarni paliło się niewiele. Ciemność przyprawiała o dreszcze.
Karol jednakże udawał twardziela. Wnet z bocznej uliczki wybiegł zamaskowany mężczyzna. W prawej ręce miał pistolet (kaliber 45), na twarzy kominiarkę. Zastawił mężczyźnie drogę. Wykrzykiwał coś grubym tonem do zdruzgotanego oraz zdezorientowanego chłopaka Anny, ale ten milczał.
Wpatrywał się w jeden punkt- oko napastnika. Gdzieś czytał, ze to rozprasza. Nagle zamaskowany wybudził go z zamysłu, drząc się do ucha:
-Kasa albo śmierć!
-To jedyne pieniądze, jakie posiadam- odpowiedział inteligentnie Karol, podsuwając mu 20 złotych.
Wściekły napastnik mocno poturbował a także sprał go. Młodzieniec wylądował nieprzytomny w szpitalu.
środa, 16 listopada 2011
Wyjaśniam.
Drodzy Moi, brakuje mi weny.Poza tym w ostatnim czasie miałam popsuta klawiaturę, a więc nie miałam warunków do pisania.Nauki w szkole też nie skąpią. Sami rozumiecie... Pierwszy rozdział II tomu pojawi się niebawem: kiedy dokładnie nie wiem. Nikt nie wie. Pracuję nad koncepcją, ale brakuje mi pomysłów. Licze na pomoc z Waszej strony.
Miłych snów,
wasza Gumisiowa.
Miłych snów,
wasza Gumisiowa.
środa, 9 listopada 2011
Do Was.
Moi drodzy, Czytelnicy. Pod spodem widnieje ostatni rozdział opowiadania pt."Perypetie" mojego autorstwa.
Jest ono pierwszą częścią cyklu, ilu tomowego- jeszcze nie wiem. Gwarantuję jednak, że będzie druga część. Już wkrótce wezmę się myślenie nad koncepcją, pierwszym rozdziałem...
Myślę, że warto, jeżeli zamieścicie swoje opinię o "Perypetiach" w komentarzach do tego postu. Liczę na Was.
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru,
Gumisiowa.
Jest ono pierwszą częścią cyklu, ilu tomowego- jeszcze nie wiem. Gwarantuję jednak, że będzie druga część. Już wkrótce wezmę się myślenie nad koncepcją, pierwszym rozdziałem...
Myślę, że warto, jeżeli zamieścicie swoje opinię o "Perypetiach" w komentarzach do tego postu. Liczę na Was.
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru,
Gumisiowa.
wtorek, 8 listopada 2011
Rozdział XIV
Przeprosiny.
Pewnego popołudnia, a dokładnie tydzień po incydencie* z plotką, Darię odwiedzili dwaj koledzy z klasy. Zaprosiła ich do swojego pokoju. Nagle chłopcy wyjęli róże, uklękli i wypowiedzieli słowa przeprosin.
-Dario. Przepraszamy Cię. Widzieliśmy Ciebie i Anię na rynku i wskazaliśmy was innym. Oni zaczęli się śmiać i wpadli na okropny pomysł i, jak się okazało, okrutny w konsekwencjach. Jeszcze raz przepraszamy. Czujemy się współwinni.
-Och, jak miło, że się przyznaliście. To dla mnie wiele znaczy, co nie zmienia faktu, że cała ta sytuacja wcale nie była i nie jest zabawna...
-Wiemy- przyznali ze spuszczonymi głowami Darce rację.
-Przyjmuję przeprosiny. Sądzę jednakże, iż Anna tez liczy na takie wyznania. Sama zaś z chęcią przyjmę kwiatki- powiedziała iście kobieco.- Mogę?- dodała, gdyż chłopcy schowali róże za sobą.
-Ależ proszę- odpowiedział jeden z chłopców.
-A do Anuśki też się wybieramy- dodał drugi kolega.
-No to już lećcie- uśmiechnęła się Daria.
Po wyjściu kolegów zadzwoniła do Ani, żeby ją uprzedzić o wizycie. Wiedziała, że przyjaciółka lubi często zakładać na twarz maseczki, a nie chciała by ta przestraszyła kolegów z klasy, tym bardziej, że jeden zn nich jest obiektem westchnień Anki. Ma na imię Karol. Urodą nie grzeszy, za to jego charakter- marzenie. Jest kulturalny oraz zabawny. Czasem, jak coś głupkowatego palnie na lekcji, cała klasa się śmieje. Posiada też wiele innych atutów, lecz Ania dopiero go poznaje.
Gdy chłopcy przeprosili i Ankę, która od razu po ich wyjściu powiadomiła Darię, obie przyjaciółki ucieszyły się niezmiernie z takiego toku zdarzeń. Karol wydał się być romantycznym, wręczając czternastolatkom kwiatki. Jeszcze mocniej jej się spodobał. Nie mogła w nocy zasnąć. Nie potrafiła przestać mysleć o ukochanym. Kiedy już wreszcie udało jej się pokonać barierę między rzeczywistością a krainą nocy, śniła o ślubie z Karolkiem.
Nad ranem marzenie przerwał pisk Fredra. Pies stał pod drzwiami, pragnąc wyjść z panią na spacer. Ania zaspała, tak więc musiała ze wszystkim się spieszyć. W szkole spostrzegła, że nie ma książki do historii, zeszytu od biologii oraz rysunku na lekcję plastyki. Doszła do wniosku, że musi ustawiać sobie budzik i wieczorem szykować ubrania na następny dzień. Wtedy rano zaoszczędzi sporo czasu. "Kto rano wstaje- temu Pan Bóg daje".
*incydent- jednorazowy przejaw agresji, np. bójka.
Przeprosiny.
Pewnego popołudnia, a dokładnie tydzień po incydencie* z plotką, Darię odwiedzili dwaj koledzy z klasy. Zaprosiła ich do swojego pokoju. Nagle chłopcy wyjęli róże, uklękli i wypowiedzieli słowa przeprosin.
-Dario. Przepraszamy Cię. Widzieliśmy Ciebie i Anię na rynku i wskazaliśmy was innym. Oni zaczęli się śmiać i wpadli na okropny pomysł i, jak się okazało, okrutny w konsekwencjach. Jeszcze raz przepraszamy. Czujemy się współwinni.
-Och, jak miło, że się przyznaliście. To dla mnie wiele znaczy, co nie zmienia faktu, że cała ta sytuacja wcale nie była i nie jest zabawna...
-Wiemy- przyznali ze spuszczonymi głowami Darce rację.
-Przyjmuję przeprosiny. Sądzę jednakże, iż Anna tez liczy na takie wyznania. Sama zaś z chęcią przyjmę kwiatki- powiedziała iście kobieco.- Mogę?- dodała, gdyż chłopcy schowali róże za sobą.
-Ależ proszę- odpowiedział jeden z chłopców.
-A do Anuśki też się wybieramy- dodał drugi kolega.
-No to już lećcie- uśmiechnęła się Daria.
Po wyjściu kolegów zadzwoniła do Ani, żeby ją uprzedzić o wizycie. Wiedziała, że przyjaciółka lubi często zakładać na twarz maseczki, a nie chciała by ta przestraszyła kolegów z klasy, tym bardziej, że jeden zn nich jest obiektem westchnień Anki. Ma na imię Karol. Urodą nie grzeszy, za to jego charakter- marzenie. Jest kulturalny oraz zabawny. Czasem, jak coś głupkowatego palnie na lekcji, cała klasa się śmieje. Posiada też wiele innych atutów, lecz Ania dopiero go poznaje.
Gdy chłopcy przeprosili i Ankę, która od razu po ich wyjściu powiadomiła Darię, obie przyjaciółki ucieszyły się niezmiernie z takiego toku zdarzeń. Karol wydał się być romantycznym, wręczając czternastolatkom kwiatki. Jeszcze mocniej jej się spodobał. Nie mogła w nocy zasnąć. Nie potrafiła przestać mysleć o ukochanym. Kiedy już wreszcie udało jej się pokonać barierę między rzeczywistością a krainą nocy, śniła o ślubie z Karolkiem.
Nad ranem marzenie przerwał pisk Fredra. Pies stał pod drzwiami, pragnąc wyjść z panią na spacer. Ania zaspała, tak więc musiała ze wszystkim się spieszyć. W szkole spostrzegła, że nie ma książki do historii, zeszytu od biologii oraz rysunku na lekcję plastyki. Doszła do wniosku, że musi ustawiać sobie budzik i wieczorem szykować ubrania na następny dzień. Wtedy rano zaoszczędzi sporo czasu. "Kto rano wstaje- temu Pan Bóg daje".
*incydent- jednorazowy przejaw agresji, np. bójka.
Rozdział XIII
Kłamstwo nie popłaca.
Wieczorem Ani zachciało się rozmyślać.
-Ciekawe, czy Daria opowiedziała rodzicom o feralnej nocce i wydarzeniach dzisiejszego dnia... Pewnie nie. Tchórz z niej! Boi się ich reakcji... Ale to przecież idiotyczne. Pokrzyczą, pokrzyczą, pomarudzą i po sprawie. Ja jakoś odważyłam się szczerze wyznać rodzinie, jak było. No... prawie szczerze. Nie wspomniałam o złotej bransoletce. Ale nie pytali, więc nie widzę swojej winy.
W tej chwili Ania zachowywała się trochę samolubnie. Oskarżała i osądzała swoja PRZYJACIÓŁKĘ, tak naprawdę bezpodstawnie. Zagrała w tym momencie nie czysto, pomijając swoje błędy. Nie rozumiała, że Darka się obwiniała o skutki dyskoteki.
Następnego dnia w całej szkole huczało, że Ania i Daria zarabiają na ulicy. Wszystkie koleżanki i koledzy krzywo na nie patrzyli i wyśmiewały za plecami. Urażone nastolatki poskarżyły się nauczycielce. Pani prędko zapobiegła rozpowszechnianiu plotki. Tych, którzy ją puścili- surowo ukarała, zmuszając do godzinnej pracy społecznej. Mianowicie grabienia liści na terenie boiska szkolnego oraz noszenia za Annę i Darię tornistrów. Dziewczynkom bardzo spodobał się pomysł nauczycielki. Teraz one mogły podśmiewać się z innych. Czuły ogromną satysfakcję.
Kłamstwo nie popłaca.
Wieczorem Ani zachciało się rozmyślać.
-Ciekawe, czy Daria opowiedziała rodzicom o feralnej nocce i wydarzeniach dzisiejszego dnia... Pewnie nie. Tchórz z niej! Boi się ich reakcji... Ale to przecież idiotyczne. Pokrzyczą, pokrzyczą, pomarudzą i po sprawie. Ja jakoś odważyłam się szczerze wyznać rodzinie, jak było. No... prawie szczerze. Nie wspomniałam o złotej bransoletce. Ale nie pytali, więc nie widzę swojej winy.
W tej chwili Ania zachowywała się trochę samolubnie. Oskarżała i osądzała swoja PRZYJACIÓŁKĘ, tak naprawdę bezpodstawnie. Zagrała w tym momencie nie czysto, pomijając swoje błędy. Nie rozumiała, że Darka się obwiniała o skutki dyskoteki.
Następnego dnia w całej szkole huczało, że Ania i Daria zarabiają na ulicy. Wszystkie koleżanki i koledzy krzywo na nie patrzyli i wyśmiewały za plecami. Urażone nastolatki poskarżyły się nauczycielce. Pani prędko zapobiegła rozpowszechnianiu plotki. Tych, którzy ją puścili- surowo ukarała, zmuszając do godzinnej pracy społecznej. Mianowicie grabienia liści na terenie boiska szkolnego oraz noszenia za Annę i Darię tornistrów. Dziewczynkom bardzo spodobał się pomysł nauczycielki. Teraz one mogły podśmiewać się z innych. Czuły ogromną satysfakcję.
poniedziałek, 7 listopada 2011
Rozdział XII
Problem z głowy.
We wtorek po lekcjach dziewczyny poszły na komendę policji. Miały przeliczoną kwotę. Zgadzała się, co do grosza.
Na korytarzu musiały długo czekać na przyjęcie. Gdy już wreszcie weszły do gabinetu, okazało się, że mandat musi zapłacić osoba dorosła. Humory nastolatek znów podległy zabiegowi zgaszenia. Jednak musiały o wszystkim powiadomić rodziców i wyznać całą prawdę. Najpierw poszły do domu Ani.
-Mamusiu, tatusiu...- zaczęła córka- ja i Daria urządziłyśmy dyskotekę w nocy... No i skończyło się interwencją* policji, która wypisała nam mandat.
-Co?!- krzyknęli zdziwieni rodzice.- I czego teraz od nas oczekujecie? Na pewno nie zapłacimy za wasze błędy.
-Ale my mamy pieniądze- odpowiedziały zdecydowanym tonem Ana i Daria.- Zarobiłyśmy.
-Jak?- zapytała z najgorszymi obawami matka.
-Nie bój się, mamo. Występowałyśmy w mieście: ja śpiewałam, a Daria grała na swojej gitarze,
-I uzbierałyście całą kwotę?- dopytywali dalej rodzice Ani.
-No nie. Postanowiłyśmy, że poświęcimy kieszonkowe.
-Dobrze. Nie martwmy twoich rodziców.- zwrócili się do Darii-Szkoda ich nerwów- dodali po chwili.- Ubierajcie się. Idziemy na policję zapłacić za waszą nierozsądność.
Darii zakręciły się w oczach łzy szczęścia.
Kiedy dwa pokolenia** doszły do budynku policji, Ana i Dari postanowiły, że poczekają na zewnątrz, na ławce. Pieniądze powierzyli w ręce ojca Anny. Było mu ciężko uwierzyć, że dziewczynki zgromadziły taką forsę. Jednak nie zastanawiał się nad tym dłużej. Szkoda czasu.
Gdy dorośli wyszli, wszyscy udali się do kawiarni na lody, by uczcić sukces. Dla dziewczyn oznaczało to koniec kłopotów, a dla rodziców Anki- ulgę, że wszystko skończyło się tylko na głupim mandacie.
*interwencja- wkroczenie
**pokolenia- grupa osób w podobnym wieku, rówieśników
Problem z głowy.
We wtorek po lekcjach dziewczyny poszły na komendę policji. Miały przeliczoną kwotę. Zgadzała się, co do grosza.
Na korytarzu musiały długo czekać na przyjęcie. Gdy już wreszcie weszły do gabinetu, okazało się, że mandat musi zapłacić osoba dorosła. Humory nastolatek znów podległy zabiegowi zgaszenia. Jednak musiały o wszystkim powiadomić rodziców i wyznać całą prawdę. Najpierw poszły do domu Ani.
-Mamusiu, tatusiu...- zaczęła córka- ja i Daria urządziłyśmy dyskotekę w nocy... No i skończyło się interwencją* policji, która wypisała nam mandat.
-Co?!- krzyknęli zdziwieni rodzice.- I czego teraz od nas oczekujecie? Na pewno nie zapłacimy za wasze błędy.
-Ale my mamy pieniądze- odpowiedziały zdecydowanym tonem Ana i Daria.- Zarobiłyśmy.
-Jak?- zapytała z najgorszymi obawami matka.
-Nie bój się, mamo. Występowałyśmy w mieście: ja śpiewałam, a Daria grała na swojej gitarze,
-I uzbierałyście całą kwotę?- dopytywali dalej rodzice Ani.
-No nie. Postanowiłyśmy, że poświęcimy kieszonkowe.
-Dobrze. Nie martwmy twoich rodziców.- zwrócili się do Darii-Szkoda ich nerwów- dodali po chwili.- Ubierajcie się. Idziemy na policję zapłacić za waszą nierozsądność.
Darii zakręciły się w oczach łzy szczęścia.
Kiedy dwa pokolenia** doszły do budynku policji, Ana i Dari postanowiły, że poczekają na zewnątrz, na ławce. Pieniądze powierzyli w ręce ojca Anny. Było mu ciężko uwierzyć, że dziewczynki zgromadziły taką forsę. Jednak nie zastanawiał się nad tym dłużej. Szkoda czasu.
Gdy dorośli wyszli, wszyscy udali się do kawiarni na lody, by uczcić sukces. Dla dziewczyn oznaczało to koniec kłopotów, a dla rodziców Anki- ulgę, że wszystko skończyło się tylko na głupim mandacie.
*interwencja- wkroczenie
**pokolenia- grupa osób w podobnym wieku, rówieśników
niedziela, 6 listopada 2011
Rozdział XI
Nocka i jej skutki.
W nocy wrócili pijani rodzice Darii. Cicho to się nie zachowywali... Ale dziewczyny i tak jeszcze nie spały. Łaskotały się a w przerwach wypatrywały pierwszej gwiazdki na niebie. Po uspokojeniu się, zaczęły rozmawiać o świętach i robić przegląd dotychczasowych prezentów. Okazało się, że wielu nie pamiętają. Z reguły dzieci mają dobre wspomnienia o Bożym Narodzeniu. Ania rok temu w tym dniu przeżyła traumę. Zmarła jej najukochańsza babcia Zofia. Aby Ania się rozchmurzyła, rozweseliła i o tym nie myślała, Daria wpadła na pomysł, żeby zrobić dwuosobową dyskotekę- domówkę. Wyszły spod kołdry. Poleciały do radia oraz płyt. Wybrały kilka najfajniejszych nutek i uruchomiły odtwarzacz. Zabawiały się na sto dwa! Tańczyły w pluszowych kapciach w króliczki i wykrzykiwały na cały głos słowa piosenek. Wnet usłyszały głośne stukanie do drzwi. Przestraszyły się: było już po 3:00 w nocy, a rodzice Darii spali.
Na paluszkach podeszły do drzwi i uchyliły małą szparkę. Ujrzały państwo Skowrońskich z dołu wraz z policją. Mundurowi wepchali się na chama do domu i bez słowa wypisali mandat w wysokości 600 zł. Daria była załamana. Jej rodziny nie było stać na taki wydatek. Zbankrutowaliby! Darka miała 200 zł oszczędności. Ania próbowała pocieszać przyjaciółkę. Miała 300 zł kieszonkowego. Ofiarowała się, że pożyczy jej kasę. jednak to było wciąż za mało... Brakowało im stówki. Nie wiedziały, skąd wytrzasnąć taką sumę! Doszły do wniosku, że "PIENIĄDZE SZCZĘŚCIA NIE DAJĄ", ale przydają się.
-Ej!- krzyknęła w trakcie rozmyślań Ania.- Przecież ty świetnie grasz na gitarze- zwróciła się do Darii.
- No tak. I co z tego...
-Jutro pójdziemy do miasta i w ten sposób zarobimy!
-W takim razie ja będę przygrywać, a ty śpiewać- wymyśliła Darka.
-OK. Masz kapelusz?
-Yyy... Tak. A po co Ci mój kapelusz?
- No musimy w coś zbierać pieniądze.
-A, no tak! Masz rację.
Lekko uspokojone dziewczynki usnęły. Rano Anka zadzwoniła do rodziców, że wróci do domu po południu. Po pożywnym śniadanku Daria założyła na plecy pokrowiec z gitarą. Wybyły z domu. Na mieście śpiewały aż trzy godziny, a zarobiły zaledwie 30 zł. Przygnębione wracały do rodziców, żeby powiedzieć im o swych wybrykach. Zmęczyły się marszem. Usiadły na trawniku pod drzewem. Chciały nie tylko odpocząc, ale i ochłodzić się w cieniu. Daria grzebała bezmyślnie w trawie. Nagle coś w niej złociście zabłyszczało. Dziewczyna odgarnęła zielone źdźbła i wydobyła ZŁOTĄ BRANSOLETKĘ. Ten skarb spadł nastolatkom z nieba.
Poszły do jubilera w celu wymienienia bransoletki na pieniądze. Specjalista zaoferował za nią 300 zł. Dziewczynki mocno się zdziwiły, nie spodziewały się takiej wysokiej kwoty. Jednak przyjęły propozycję jubilera. Sprawy potoczyły się dla nich nad wyraz pomyślnie. Dzięki napływie gotówki wystarczy, że złożą się po 150 zł. Były zachwycone!!!
Nocka i jej skutki.
W nocy wrócili pijani rodzice Darii. Cicho to się nie zachowywali... Ale dziewczyny i tak jeszcze nie spały. Łaskotały się a w przerwach wypatrywały pierwszej gwiazdki na niebie. Po uspokojeniu się, zaczęły rozmawiać o świętach i robić przegląd dotychczasowych prezentów. Okazało się, że wielu nie pamiętają. Z reguły dzieci mają dobre wspomnienia o Bożym Narodzeniu. Ania rok temu w tym dniu przeżyła traumę. Zmarła jej najukochańsza babcia Zofia. Aby Ania się rozchmurzyła, rozweseliła i o tym nie myślała, Daria wpadła na pomysł, żeby zrobić dwuosobową dyskotekę- domówkę. Wyszły spod kołdry. Poleciały do radia oraz płyt. Wybrały kilka najfajniejszych nutek i uruchomiły odtwarzacz. Zabawiały się na sto dwa! Tańczyły w pluszowych kapciach w króliczki i wykrzykiwały na cały głos słowa piosenek. Wnet usłyszały głośne stukanie do drzwi. Przestraszyły się: było już po 3:00 w nocy, a rodzice Darii spali.
Na paluszkach podeszły do drzwi i uchyliły małą szparkę. Ujrzały państwo Skowrońskich z dołu wraz z policją. Mundurowi wepchali się na chama do domu i bez słowa wypisali mandat w wysokości 600 zł. Daria była załamana. Jej rodziny nie było stać na taki wydatek. Zbankrutowaliby! Darka miała 200 zł oszczędności. Ania próbowała pocieszać przyjaciółkę. Miała 300 zł kieszonkowego. Ofiarowała się, że pożyczy jej kasę. jednak to było wciąż za mało... Brakowało im stówki. Nie wiedziały, skąd wytrzasnąć taką sumę! Doszły do wniosku, że "PIENIĄDZE SZCZĘŚCIA NIE DAJĄ", ale przydają się.
-Ej!- krzyknęła w trakcie rozmyślań Ania.- Przecież ty świetnie grasz na gitarze- zwróciła się do Darii.
- No tak. I co z tego...
-Jutro pójdziemy do miasta i w ten sposób zarobimy!
-W takim razie ja będę przygrywać, a ty śpiewać- wymyśliła Darka.
-OK. Masz kapelusz?
-Yyy... Tak. A po co Ci mój kapelusz?
- No musimy w coś zbierać pieniądze.
-A, no tak! Masz rację.
Lekko uspokojone dziewczynki usnęły. Rano Anka zadzwoniła do rodziców, że wróci do domu po południu. Po pożywnym śniadanku Daria założyła na plecy pokrowiec z gitarą. Wybyły z domu. Na mieście śpiewały aż trzy godziny, a zarobiły zaledwie 30 zł. Przygnębione wracały do rodziców, żeby powiedzieć im o swych wybrykach. Zmęczyły się marszem. Usiadły na trawniku pod drzewem. Chciały nie tylko odpocząc, ale i ochłodzić się w cieniu. Daria grzebała bezmyślnie w trawie. Nagle coś w niej złociście zabłyszczało. Dziewczyna odgarnęła zielone źdźbła i wydobyła ZŁOTĄ BRANSOLETKĘ. Ten skarb spadł nastolatkom z nieba.
Poszły do jubilera w celu wymienienia bransoletki na pieniądze. Specjalista zaoferował za nią 300 zł. Dziewczynki mocno się zdziwiły, nie spodziewały się takiej wysokiej kwoty. Jednak przyjęły propozycję jubilera. Sprawy potoczyły się dla nich nad wyraz pomyślnie. Dzięki napływie gotówki wystarczy, że złożą się po 150 zł. Były zachwycone!!!
Przerywnik.
Dziesięć rozdziałów. Więcej nie napisałam. Brakuję mi dzisiaj weny. Może coś wypocę, no ale nie obiecuję. Postaram się myśleć chociaż nad tytułem opowiadania, bo jak zapewne zauważyliście- jeszcze go nie ma. :)
Biorę się za robotę. Trzymajcie się, Czytelnicy!
Biorę się za robotę. Trzymajcie się, Czytelnicy!
Rozdział X
Sobotnie wojaże
Darii oraz Ani udało się udobruchać matki. Zgodziły się.
Seans rozpoczynał się o godzinie 13:30.Aby zdążyć na czas, przyjaciółki umówiły się o 13:15 na przystanku. Na miejscu zjawiły się punktualnie.
Pierwszy raz miały oglądać film w 3D, więc z zachwytem podziwiały efekty. Były zaskoczone postępem techniki. Tą część dnia uznały za naprawdę udaną. Film taneczny okazał się ciekawy i pouczający. Po seansie próbowały powtórzyć kroki bohaterów. Wyszło na to, że żaden przechodzień nie ominął dziewczyn bez śmiechu czy dziwnych spojrzeń. Tanecznym krokiem dotarły do bloku Darii. Na ósme piętro wjechały windą. Podczas króciutkiej pozaprzestrzennej podróży udawały, że są kosmitkami w ufo i lądują na nikomu nieznanej Planecie. Nazwały ją dopiero w pokoju Dari. Ta kraina to Ankadari. Imię jej pochodzi od przezwisk przyjaciółek.
-W sumie... Nieźle nam wyszła ta nazwa, co?- dopytywała Daria.
-Jest rewelacyjna- odkrzyknęła dumna z pomysłu Ania.
-Fajnie, że przyszła Ci do głowy- ciągnęła Daria.
-No pewnie.- zakończyła druga.
W mieszkaniu Darii czekała na nie nie-miła niespodzianka. Kot załatwił się na łóżko. Musiały je dokładnie wyczyścić i popsikać czymś, aby w pokoju unosiły się ładne zapaszki. Wykończone czekaniem, aż obicie wyschnie, położyły się na fotelach w salonie. Miały cały dom dla siebie, ponieważ rodzice Darii poszli na parapetówkę do znajomych.
Kiedy już trochę odsapnęły, zrobiły sobie pizzę. "Wyświniły" całą kuchnię, ale w ogóle ich to nie obchodziło. Później Ania chciała przejrzeć, jakie gry komputerowe ma przyjaciółka, która za ten czas szykowała ciepłe i zimne napoje do pizzy, bo dodały za dużo pikantnych przypraw. Daria sama się zdziwiła, że ma takie tabasco* w domu! Jednakże były zadowolone ze swoich poczynań kulinarnych. Dotąd raczej same nie kucharzyły, lecz bacznie przyglądały się temu, co robiły ich mamy. Ania i Darka zawsze zachwalały potrawy przyrządzane przez wewnętrzną płeć piękną**.
Gdy się najadły i napiły, włączyły na laptopie "The sims 2" ze wszystkimi dodatkami. Grały do wieczora! Skończyły około 20:00. Od dwóch godzin Ania powinna być w domku. Bała się, że4 jak wróci, to będzie miała w domu piekło.
Przełamała strach i jednak zatelefonowała do taty:
-Czy mogłabym zostać u Darii na noc, skoro i tak już sie zasiedziałam?- zapytała niepewnie.- Proszę...- dodała po chwili.
-A co na to jej rodzice?- odburknął zły ojciec.
-Ich nie ma. Są na imprezie. Wrócą późno.
-W takim razie zostań. Ale żeby taka sytuacja mi się więcej nie powtórzyła!
-Dobrze, obiecuję- odpowiedziała całą w skowronkach Anna.
-Yes, yes, yes!- ojciec usłyszał krzyki Darii w słuchawce.
* tabasco- tu: ostre przyprawy
** wewnętrzna płeć piękna- matki dziewczyn
Sobotnie wojaże
Darii oraz Ani udało się udobruchać matki. Zgodziły się.
Seans rozpoczynał się o godzinie 13:30.Aby zdążyć na czas, przyjaciółki umówiły się o 13:15 na przystanku. Na miejscu zjawiły się punktualnie.
Pierwszy raz miały oglądać film w 3D, więc z zachwytem podziwiały efekty. Były zaskoczone postępem techniki. Tą część dnia uznały za naprawdę udaną. Film taneczny okazał się ciekawy i pouczający. Po seansie próbowały powtórzyć kroki bohaterów. Wyszło na to, że żaden przechodzień nie ominął dziewczyn bez śmiechu czy dziwnych spojrzeń. Tanecznym krokiem dotarły do bloku Darii. Na ósme piętro wjechały windą. Podczas króciutkiej pozaprzestrzennej podróży udawały, że są kosmitkami w ufo i lądują na nikomu nieznanej Planecie. Nazwały ją dopiero w pokoju Dari. Ta kraina to Ankadari. Imię jej pochodzi od przezwisk przyjaciółek.
-W sumie... Nieźle nam wyszła ta nazwa, co?- dopytywała Daria.
-Jest rewelacyjna- odkrzyknęła dumna z pomysłu Ania.
-Fajnie, że przyszła Ci do głowy- ciągnęła Daria.
-No pewnie.- zakończyła druga.
W mieszkaniu Darii czekała na nie nie-miła niespodzianka. Kot załatwił się na łóżko. Musiały je dokładnie wyczyścić i popsikać czymś, aby w pokoju unosiły się ładne zapaszki. Wykończone czekaniem, aż obicie wyschnie, położyły się na fotelach w salonie. Miały cały dom dla siebie, ponieważ rodzice Darii poszli na parapetówkę do znajomych.
Kiedy już trochę odsapnęły, zrobiły sobie pizzę. "Wyświniły" całą kuchnię, ale w ogóle ich to nie obchodziło. Później Ania chciała przejrzeć, jakie gry komputerowe ma przyjaciółka, która za ten czas szykowała ciepłe i zimne napoje do pizzy, bo dodały za dużo pikantnych przypraw. Daria sama się zdziwiła, że ma takie tabasco* w domu! Jednakże były zadowolone ze swoich poczynań kulinarnych. Dotąd raczej same nie kucharzyły, lecz bacznie przyglądały się temu, co robiły ich mamy. Ania i Darka zawsze zachwalały potrawy przyrządzane przez wewnętrzną płeć piękną**.
Gdy się najadły i napiły, włączyły na laptopie "The sims 2" ze wszystkimi dodatkami. Grały do wieczora! Skończyły około 20:00. Od dwóch godzin Ania powinna być w domku. Bała się, że4 jak wróci, to będzie miała w domu piekło.
Przełamała strach i jednak zatelefonowała do taty:
-Czy mogłabym zostać u Darii na noc, skoro i tak już sie zasiedziałam?- zapytała niepewnie.- Proszę...- dodała po chwili.
-A co na to jej rodzice?- odburknął zły ojciec.
-Ich nie ma. Są na imprezie. Wrócą późno.
-W takim razie zostań. Ale żeby taka sytuacja mi się więcej nie powtórzyła!
-Dobrze, obiecuję- odpowiedziała całą w skowronkach Anna.
-Yes, yes, yes!- ojciec usłyszał krzyki Darii w słuchawce.
* tabasco- tu: ostre przyprawy
** wewnętrzna płeć piękna- matki dziewczyn
piątek, 4 listopada 2011
Rozdział IX
Szkoła i znowu wolność...
Powoli mijały kolejne dni szkoły... Aż wreszcie nadszedł weekend! Upragniony fragment tygodnia. Co prawda zawsze mija zbyt szybko, ale każdy uczeń z niecierpliwością czeka na zakończenie ostatniej piątkowej lekcji. W przypadku klasy Ani chodziło o matematykę. Mało kto w IIa lubi ten przedmiot. Anna jednak odwrotnie. To dla niej łatwizna. Oceny mówią same za siebie. W dzienniku pod numerem 15 stoją piątki i szóstki. Spora część klasy zazdrości Anie tak dobrych wyników w nauce. Gorzej byłoby, gdyby w piątek klasa IIa miała biologię czy j.angielski niedawno znienawidzony przez Ankę. Pani jest okropna! Nie dość, że surowo ocenia, to jej notatki do zeszytu nie mają ładu i w niektórych momentach są bezsensowne. Gdyby tego było mało- od dwóch miesięcy "wałkuje" ten sam temat bez żadnych nowości. W całej budzie zaledwie trzy osoby (kujony) uwielbiają panią Słonicę. Nazwisko bardzo pasuje do jej wyglądu zewnętrznego.
Poza angielskim, uczy jeszcze dwóch języków, a łącznie z polskim zna 4 czy 5.
W pierwszej klasie gimnazjum, na początku roku, między Anią a Darią nawiązała się następująca rozmowa:
-Ona ma jakiś dziwny akcent. Być może pochodzi z Białorusi lub Rosji. Niby uczy rosyjskiego, białoruskiego nie, ale nic nie wiadomo.
-No, smiesznie mówi. Kto ją tam wie- jak dla mnie może być i z Grenlandii- odpowiedziała Ance Dari.
Po tym ostatnim zdaniu obie wybuchły nieopanowanym śmiechem.
Wracając do teraźniejszości, przyjaciółki, oddalając się w piątkowe popołudnie od budynku szkoły, knuły plany na sobotę. Wydumały, że pójdą do kina na jakąś nowość, a później udadzą się do Darii na obiad. Koncepcja dobra, ale obie miały wątpliwości, czy ich mamy zgodzą się na taki układ.
Dziewczyny miały mieszane wrażenia, ale próbowały być w dobrej myśli oraz przemyśleć w sobie, jakimi argumentami przekonać rodziców. Gnębiło je jedno pytanie, na które jeszcze nie znały odpowiedzi: czy mama Darii zechce zrobić większy obiad, by Ania też mogła coś skubnąć...
Szkoła i znowu wolność...
Powoli mijały kolejne dni szkoły... Aż wreszcie nadszedł weekend! Upragniony fragment tygodnia. Co prawda zawsze mija zbyt szybko, ale każdy uczeń z niecierpliwością czeka na zakończenie ostatniej piątkowej lekcji. W przypadku klasy Ani chodziło o matematykę. Mało kto w IIa lubi ten przedmiot. Anna jednak odwrotnie. To dla niej łatwizna. Oceny mówią same za siebie. W dzienniku pod numerem 15 stoją piątki i szóstki. Spora część klasy zazdrości Anie tak dobrych wyników w nauce. Gorzej byłoby, gdyby w piątek klasa IIa miała biologię czy j.angielski niedawno znienawidzony przez Ankę. Pani jest okropna! Nie dość, że surowo ocenia, to jej notatki do zeszytu nie mają ładu i w niektórych momentach są bezsensowne. Gdyby tego było mało- od dwóch miesięcy "wałkuje" ten sam temat bez żadnych nowości. W całej budzie zaledwie trzy osoby (kujony) uwielbiają panią Słonicę. Nazwisko bardzo pasuje do jej wyglądu zewnętrznego.
Poza angielskim, uczy jeszcze dwóch języków, a łącznie z polskim zna 4 czy 5.
W pierwszej klasie gimnazjum, na początku roku, między Anią a Darią nawiązała się następująca rozmowa:
-Ona ma jakiś dziwny akcent. Być może pochodzi z Białorusi lub Rosji. Niby uczy rosyjskiego, białoruskiego nie, ale nic nie wiadomo.
-No, smiesznie mówi. Kto ją tam wie- jak dla mnie może być i z Grenlandii- odpowiedziała Ance Dari.
Po tym ostatnim zdaniu obie wybuchły nieopanowanym śmiechem.
Wracając do teraźniejszości, przyjaciółki, oddalając się w piątkowe popołudnie od budynku szkoły, knuły plany na sobotę. Wydumały, że pójdą do kina na jakąś nowość, a później udadzą się do Darii na obiad. Koncepcja dobra, ale obie miały wątpliwości, czy ich mamy zgodzą się na taki układ.
Dziewczyny miały mieszane wrażenia, ale próbowały być w dobrej myśli oraz przemyśleć w sobie, jakimi argumentami przekonać rodziców. Gnębiło je jedno pytanie, na które jeszcze nie znały odpowiedzi: czy mama Darii zechce zrobić większy obiad, by Ania też mogła coś skubnąć...
ROZDZIAŁ VIII
Przedmioty szkolne.
Pierwszy dzień szkoły po weekendzie. Od razu po przebudzeniu musiała wyjść z Fredrem na spacer. Mijając ukwiecone aleje, wpadła na pomysł, by zacząć prowadzić pamiętnik.Planowała zapisać w nim, co działo się wczoraj no a potem pisać o innych szczęśliwych dnia swego jeszcze młodego życia.
Nagle Fredrek mocno ją pociągnął i Ania wywinęła kozła. Wpadła w błoto. Po powrocie musiała zmienić sobie ubrania i porządnie wyczyścić psa, gdyż także ubrudził się ciemną mazią.
Postanowiła zabrać do szkoły nowy telefon. Gdy tylko wyciągnęła go z plecaka na korytarzu, wszyscy zlecieli się i chcieli pobawić się komórką. Rozważna Ania nie dała go nikomu. Obawiała się bowiem, że go zepsuje.
Nie miała argumentów, by przekonać przyjaciół, żeby się rozeszli, ale szybko zadzwonił zbawienny dzwonek. Na lekcji matematyki uczyła się pierwiastków oraz trochę powtarzała potęgowanie. Na fizyce był trudny temat. Ania bierze korepetycje, bo nie idzie jej zrozumieć tej nauki. W domu powodzi się nieźle, więc może sobie na to pozwolić. Dobrze, dość o fizie, potem był polski, Trafiła się Ance piąteczka. Dari dostała tylko trójkę. Z winy lenistwa. Później nie było lekcji, które Anna by lubiła. W-f, angol, biologia i informatyka- za tym nie przepada. Daria zaś woli właśnie te przedmioty, bo nie sprawiają jej trudności.
Po szkole obie oglądały u Ani "Pannę z mokrą głową". Spodobał im się ten film.
Przedmioty szkolne.
Pierwszy dzień szkoły po weekendzie. Od razu po przebudzeniu musiała wyjść z Fredrem na spacer. Mijając ukwiecone aleje, wpadła na pomysł, by zacząć prowadzić pamiętnik.Planowała zapisać w nim, co działo się wczoraj no a potem pisać o innych szczęśliwych dnia swego jeszcze młodego życia.
Nagle Fredrek mocno ją pociągnął i Ania wywinęła kozła. Wpadła w błoto. Po powrocie musiała zmienić sobie ubrania i porządnie wyczyścić psa, gdyż także ubrudził się ciemną mazią.
Postanowiła zabrać do szkoły nowy telefon. Gdy tylko wyciągnęła go z plecaka na korytarzu, wszyscy zlecieli się i chcieli pobawić się komórką. Rozważna Ania nie dała go nikomu. Obawiała się bowiem, że go zepsuje.
Nie miała argumentów, by przekonać przyjaciół, żeby się rozeszli, ale szybko zadzwonił zbawienny dzwonek. Na lekcji matematyki uczyła się pierwiastków oraz trochę powtarzała potęgowanie. Na fizyce był trudny temat. Ania bierze korepetycje, bo nie idzie jej zrozumieć tej nauki. W domu powodzi się nieźle, więc może sobie na to pozwolić. Dobrze, dość o fizie, potem był polski, Trafiła się Ance piąteczka. Dari dostała tylko trójkę. Z winy lenistwa. Później nie było lekcji, które Anna by lubiła. W-f, angol, biologia i informatyka- za tym nie przepada. Daria zaś woli właśnie te przedmioty, bo nie sprawiają jej trudności.
Po szkole obie oglądały u Ani "Pannę z mokrą głową". Spodobał im się ten film.
czwartek, 3 listopada 2011
ROZDZIAŁ VII
Urodziny
Pobudka Ani była tego dnia typowa. Wstała po 9:00, ponieważ to niedziela. Jak zwykle- od razu poszła do łazienki i spędziła tam pół godziny. Poranna toaleta to według Any podstawa. Później matka zawołała ją na śniadanie. Ania była nieco zdziwiona, ponieważ wszyscy zachowywali się, jakby zapomnieli o Wielkim Święcie. Nawet tortu na stole nie postawiono. Przygnębiona Anka poszła do salonu, bo musiała siedzieć na dole, gdyż rodzice oznajmili:
-Kochanie, wychodzimy. Wkrótce wrócimy. Pilnuj domu, córciu i nikogo nie wpuszczaj.
-Oni mają mnie za dziecko- oburzyła się w myślach dziewczyna.-Przecież do dawna dobrze wiem, że nigdy, ale to nigdy nie wolno wpuszczać obcych do środka.
Rodziców długo nie było. Ania odrobinę sie niepokoiła. A tak na prawdę rodzice nie wyszli ot tak sobie. Pojechali do cioci po pieska! Specjalnie rano powstrzymywali wszelakie emocje, musieli je dusić w sobie, aby nie zdradzić się przed Anką, że mają dla niej jeszcze dwa prezenty. Dwa? Owszem. Mama wzięła ze schroniska psa, a tata kupił nowoczesny, całkiem drogi telefon komórkowy. Ich córka zawsze chciała taki mieć. Wiedziała, iż dużo kosztuje i nigdy o niego nie prosiła.
Trochę się im zeszło, ale po południu już zawitali w domu.
Zapukali do drzwi. Zasłonili naumyślnie chustką wizjer, by Anna ich nie zobaczyła. Przestraszona uchyliła lekko drzwiczki, pytając jąkając się:
- Kto-to ta-a-am...
-Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam. niech żyje nam Ania!- Wyrecytowali głośno rodzice.
Mile zaskoczona i zadowolona jubilatka otworzyła już dom na oścież, wybiegła za próg i uściskała matkę oraz ojca ze wszystkich sił! Cała trójca weszła do środka. Mamuśka postawiła na stole tort ze świeczkami. Odbyło się uroczyste zdmuchnięcie ognia i degustacja. Ciasto wszystkim smakowało wyśmienicie.
Potem zostały wręczone prezenty. Ania prędko odkryła, że w pudle z otworami coś piszczy. Podniosła klapę. Wyskoczył na nią prześliczny psiak.śmiejącymi się oczami, Ana spoglądała na mamę, a zarazem głaskała niespodziankę.
- Ja i ojciec doszliśmy do wniosku, że jesteś na tyle odpowiedzialna, iż możesz już mieć psa i należycie się nim opiekować. Zasłużyłaś na pupila.
- Dziękuję- wykrztusiła z trudem zapłakana Ania.- A co jest tu- wskazała na mniejszy pakunek.
- Sama sprawdź. Otwórz- powiedział chytry tata,
Ania nie wierzyła, że dosrała dwie najbardziej upragnione rzeczy! I to jednego dnia! Nie wiedziała, jak może podziękować rodzicom za cały trud, jaki włożyli w zdobycie tych prezentów i za to, że tak bardzo się wykosztowali... Tylko dla niej! Nie dowierzała w to, co działo się w niedzielę.
Urodziny
Pobudka Ani była tego dnia typowa. Wstała po 9:00, ponieważ to niedziela. Jak zwykle- od razu poszła do łazienki i spędziła tam pół godziny. Poranna toaleta to według Any podstawa. Później matka zawołała ją na śniadanie. Ania była nieco zdziwiona, ponieważ wszyscy zachowywali się, jakby zapomnieli o Wielkim Święcie. Nawet tortu na stole nie postawiono. Przygnębiona Anka poszła do salonu, bo musiała siedzieć na dole, gdyż rodzice oznajmili:
-Kochanie, wychodzimy. Wkrótce wrócimy. Pilnuj domu, córciu i nikogo nie wpuszczaj.
-Oni mają mnie za dziecko- oburzyła się w myślach dziewczyna.-Przecież do dawna dobrze wiem, że nigdy, ale to nigdy nie wolno wpuszczać obcych do środka.
Rodziców długo nie było. Ania odrobinę sie niepokoiła. A tak na prawdę rodzice nie wyszli ot tak sobie. Pojechali do cioci po pieska! Specjalnie rano powstrzymywali wszelakie emocje, musieli je dusić w sobie, aby nie zdradzić się przed Anką, że mają dla niej jeszcze dwa prezenty. Dwa? Owszem. Mama wzięła ze schroniska psa, a tata kupił nowoczesny, całkiem drogi telefon komórkowy. Ich córka zawsze chciała taki mieć. Wiedziała, iż dużo kosztuje i nigdy o niego nie prosiła.
Trochę się im zeszło, ale po południu już zawitali w domu.
Zapukali do drzwi. Zasłonili naumyślnie chustką wizjer, by Anna ich nie zobaczyła. Przestraszona uchyliła lekko drzwiczki, pytając jąkając się:
- Kto-to ta-a-am...
-Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam. niech żyje nam Ania!- Wyrecytowali głośno rodzice.
Mile zaskoczona i zadowolona jubilatka otworzyła już dom na oścież, wybiegła za próg i uściskała matkę oraz ojca ze wszystkich sił! Cała trójca weszła do środka. Mamuśka postawiła na stole tort ze świeczkami. Odbyło się uroczyste zdmuchnięcie ognia i degustacja. Ciasto wszystkim smakowało wyśmienicie.
Potem zostały wręczone prezenty. Ania prędko odkryła, że w pudle z otworami coś piszczy. Podniosła klapę. Wyskoczył na nią prześliczny psiak.śmiejącymi się oczami, Ana spoglądała na mamę, a zarazem głaskała niespodziankę.
- Ja i ojciec doszliśmy do wniosku, że jesteś na tyle odpowiedzialna, iż możesz już mieć psa i należycie się nim opiekować. Zasłużyłaś na pupila.
- Dziękuję- wykrztusiła z trudem zapłakana Ania.- A co jest tu- wskazała na mniejszy pakunek.
- Sama sprawdź. Otwórz- powiedział chytry tata,
Ania nie wierzyła, że dosrała dwie najbardziej upragnione rzeczy! I to jednego dnia! Nie wiedziała, jak może podziękować rodzicom za cały trud, jaki włożyli w zdobycie tych prezentów i za to, że tak bardzo się wykosztowali... Tylko dla niej! Nie dowierzała w to, co działo się w niedzielę.
środa, 2 listopada 2011
ROZDZIAŁ VI
O pewnym piesku i prezentach.
Zwiedzanie było fascynujące. Piękno zabytków zapierało dech w piersiach. W czasie, kiedy Ana i Daria wraz z grupą były w Zelwie, mama Ani postanowiła kupić córce prezent urodzinowy. Udała się do sklepu zoologicznego, ponieważ Anka od dziecka chciała mieć kundelka. Niestety, w środku nie było psów tej rasy, więc pojechała autobusem do schroniska za miastem. Przeglądała wiele boksów z wieloma słodkimi psiakami.
Nagle, przechodząc obok zmarniałego boksera, dech zaparło jej w piersiach. Ujrzała zadbanego, z piękną, długą i zdrową sierścią psa o imieniu Fredro. Długo nie zwlekając- zabrała go do domu.
W tym samym czasie Ania była już w autokarze. Kierowali sie ku domu. W drodze świetnie bawiła się z Dari oraz koleżankami siedzącymi z tyłu. Grały w "miasta-państwa", czyli tzw. "inteligencję", kółko krzyżyk i inne ciekawe zabawy. Później zatrzymali się na stacji benzynowej, by zjeść coś w ramach kolacji, gdyż pod szkołą mieli być około godziny 1:00 w nocy. Ania i Daria zamówiły na spółkę dużo frytek z kurczakiem z rożna. Inni także decydowali się na podobne zestawy. W końcu każdy młody lubi pieczone w głębokim tłuszczu ziemniaczki!
Najedzone przyjaciółki w autobusie przysnęły w mgnieniu oka. Pogrążone w nieprzytomnym rozmyślaniu o innym wymiarze, nie wiedziały, iż przytuliły się do siebie.
Według innych koleżanek wyglądało to komicznie. Niektórzy nawet robili zdjęcia, aby móc później to pokazać dziewczynom i osobom z klasy, które z jakichś względów nie mogły pojechać na tą wycieczkę.
Ana i Dari nie mogły uwierzyć własnym oczom. Same z siebie się śmiały. Kolegów i koleżanki lekko zdziwiła ta reakcja. Sądzili, ze dziewczyny zdenerwują się, nakrzyczą na pozostałych albo po prostu obrażą się na cały świat.
Wreszcie w domu. W końcu Ania położyła się we własnym, a co najważniejsze- wygodnym łóżeczku na mięciutkiej podusi, pod grubą, ciepłą kołderką.
Rano była już sobota. Słoneczko mocno świeciło na poddaszu. Wypoczęta nastolatka posmarowała się kremami z filtrami, bo naprawdę mocno grzało, i wyszła z mamą na miasto. Kupiła okulary przeciwsłoneczne, fajny T-shirt, a także granatowe rurki. Sponsorka (mama) wydała niedużo. To prezenty na jutrzejsze urodziny Anny. Z centrum handlowego skierowały się do cukierni po tort i świeczki. Ania nawet jeszcze nie podejrzewała, że dostanie od rodziców psa. Mama ukryła go u ciotki małej.
O pewnym piesku i prezentach.
Zwiedzanie było fascynujące. Piękno zabytków zapierało dech w piersiach. W czasie, kiedy Ana i Daria wraz z grupą były w Zelwie, mama Ani postanowiła kupić córce prezent urodzinowy. Udała się do sklepu zoologicznego, ponieważ Anka od dziecka chciała mieć kundelka. Niestety, w środku nie było psów tej rasy, więc pojechała autobusem do schroniska za miastem. Przeglądała wiele boksów z wieloma słodkimi psiakami.
Nagle, przechodząc obok zmarniałego boksera, dech zaparło jej w piersiach. Ujrzała zadbanego, z piękną, długą i zdrową sierścią psa o imieniu Fredro. Długo nie zwlekając- zabrała go do domu.
W tym samym czasie Ania była już w autokarze. Kierowali sie ku domu. W drodze świetnie bawiła się z Dari oraz koleżankami siedzącymi z tyłu. Grały w "miasta-państwa", czyli tzw. "inteligencję", kółko krzyżyk i inne ciekawe zabawy. Później zatrzymali się na stacji benzynowej, by zjeść coś w ramach kolacji, gdyż pod szkołą mieli być około godziny 1:00 w nocy. Ania i Daria zamówiły na spółkę dużo frytek z kurczakiem z rożna. Inni także decydowali się na podobne zestawy. W końcu każdy młody lubi pieczone w głębokim tłuszczu ziemniaczki!
Najedzone przyjaciółki w autobusie przysnęły w mgnieniu oka. Pogrążone w nieprzytomnym rozmyślaniu o innym wymiarze, nie wiedziały, iż przytuliły się do siebie.
Według innych koleżanek wyglądało to komicznie. Niektórzy nawet robili zdjęcia, aby móc później to pokazać dziewczynom i osobom z klasy, które z jakichś względów nie mogły pojechać na tą wycieczkę.
Ana i Dari nie mogły uwierzyć własnym oczom. Same z siebie się śmiały. Kolegów i koleżanki lekko zdziwiła ta reakcja. Sądzili, ze dziewczyny zdenerwują się, nakrzyczą na pozostałych albo po prostu obrażą się na cały świat.
Wreszcie w domu. W końcu Ania położyła się we własnym, a co najważniejsze- wygodnym łóżeczku na mięciutkiej podusi, pod grubą, ciepłą kołderką.
Rano była już sobota. Słoneczko mocno świeciło na poddaszu. Wypoczęta nastolatka posmarowała się kremami z filtrami, bo naprawdę mocno grzało, i wyszła z mamą na miasto. Kupiła okulary przeciwsłoneczne, fajny T-shirt, a także granatowe rurki. Sponsorka (mama) wydała niedużo. To prezenty na jutrzejsze urodziny Anny. Z centrum handlowego skierowały się do cukierni po tort i świeczki. Ania nawet jeszcze nie podejrzewała, że dostanie od rodziców psa. Mama ukryła go u ciotki małej.
wtorek, 18 października 2011
Niestety, chłopak nie pojawił się na zbiórce.
Zasmucona Ania wsiadła jako ostatnio do autokaru i przysiadła się do Darii.
Dziewczyny mimo rażącego w oczy światła dziennego, szybko zasnęły. Rozluźnionej Ani śniło się coś dziwnego. Wydawało jej się, ze jest w Kosmosie wśród dziwnych stworów. Każdy miał trochę inny kształt, ale wszystkich łączyły dwie cechy: mieli ponure miny oraz duże, czarne oczy, a jeden z duszków, bo tak je można nazwać, miał opaskę na oku. Sprawiało to, iż przypominał latającego pirata. Anka bardzo się ich bała. Nie rozumiała o czym mówią, ponieważ posługiwali się dziwnym językiem. Nie była w stanie pogadać się z nimi. Przez to czuła się nie komfortowo. W pewnym momencie nawet ogarnął ją strach. Czuła, że czoło jej oblał zimny pot. Zauważyła że cwaniaki zbliżają się do niej zacierając ręce. Oznaczało to tylko jedno: chcą zrobić Ani krzywdę! Przerażona czternastolatka zaczęła krzyczeć jak najgłośniej potrafiła.
Nagle usłyszała znajome głosy.
-Aniu, Aniu, co się dzieję. Aniu, obudź się- powtarzały.
Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą panią i zakłopotaną Darię.
-Co ci się śniło?
-Nie wiem, miałam jakiś koszmar- odpowiedziałam przyjaciółce.
-Mogę Ci jakoś pomóc?- Wtrąciła nauczycielka.
- Nie, dziękuję- zwróciła się serdecznie. – Już dobrze się czuję.
Po odejściu pani Ania i Daria spokojnie rozmawiały. W końcu zrobiło się im nudno, a więc odwróciły się do dziewczynek z tyłu, aby zorientować, co u nich słychać. Zobaczyły, że one grają w „Statki”. Już po chwili grono graczy powiększyło się o dwie osoby. Nim się wszyscy obejrzeli, kierowca ogłosił, że do Białegostoku została godzina drogi. Ana i Dari, jak się pieszczotliwie nazywały przyjaciółki, zadecydowały, że nie mogą zmarnować ani sekundy ostatnich fragmentów trasy.
Świetnie się bawiły. Tak zmęczyły się śmianiem i skakaniem, że ledwo podniosły się i wypełzły z autobusu, kiedy ogłoszono, że można wychodzić.
sobota, 15 października 2011
ROZDZIAŁ IV
Niezwykły dzień
Wnet spod stołu wyskoczyli mama i tata krzycząc:
- Miłej wycieczki córeczko!
Ania nieomal zadławiła się z zaskoczenia.
Cała rozpromieniona mocno uściskała rodziców.
Pogadali sobie nie zauważając, ze jeżeli natychmiast nie wyjdą z domu, Ania spóźni się i autokar odjedzie bez niej! Prędko poleciała po swoje torby i cała trójka poszła do samochodu.
Po drodze nastolatka opowiadała, co jej grupa będzie zwiedzać.
Nie minęło piętnaście minut, a dotarli pod szkołę. Ania pożegnała się z rodzicami i poszła do swojej wychowawczyni zameldować obecność. Pani wiedziała, że dziewczyna zawsze zjawia dużo wcześniej, że jest punktualna, więc tym razem zaskoczona zapytała:
- Dlaczego tak późno się pojawiłaś, Anno?
- Zagadałam się z rodzicami, proszę pani.
- No dobrze, czekaliśmy na szczęście nie tylko na ciebie, ale też na Maćka.
- Na Maćka? Rozmawiałam z nim ostatnio. Z pewnością jeszcze przyjdzie.
- No dobrze, poczekamy do 8:10, ale jeśli go nie będzie do tej pory, odjeżdżamy.
piątek, 14 października 2011
III rozdział
Life is brutal…
Całą noc Ania nie mogła spać. Byłą za bardzo podniecona zgodą rodziny by uspokoić się i wtulić w poduszkę. Ciągle rozmyślała, jak to będzie. Co mysi ze sobą wziąć… Z kim usiąść w autobusie… Ile jedzenia spakować… Jednym słowem- nie potrafiła normalnie funkcjonować.
Następnego dnia rano czuła się bardzo źle. Była niewyspana i głodna. Mama była już w pracy, więc sama musiała przygotować dla siebie śniadanie.
Kiedy zjadła tosty, od razu poczuła się o wiele lepiej. Nie była już tak mocno zaaferowana wyjazdem, tak więc postanowiła poleżeć na kanapie i spróbować zdrzemnąć się troszeczkę. Niestety spokojne leniuchowanie przerwała piszcząca Pistacja. Zdenerwowana, wciąż odrobinę zmęczona Ania prędko się ubrała w to, co miała pod ręką i wyszła z psem na spacer.
Na dworze spotkała Maćka, kolegę ze szkoły, który też jedzie na tą samą wycieczkę. Rozmawiali o Mazurach przez ponad godzinę. I pewnie robili by to dalej, gdyby to Anny nie zadzwonił tata.
- Gdzie jesteś? Słyszałem jak wychodziłaś z domu, ale to było godzinę temu. Wstałem z łóżka już dawno temu a ty gdzie się szlajasz?- Nawrzeszczał jej do słuchawki.
- Już wracam, jestem niedaleko domu.
Zasmucona Ania pożegnała się z kolegą, zawołała Pistację i skierowały się ku ul. Jadnoberetowej. Kiedy dotarły do domu, ojciec zrobił wielką awanturę. Skruszona dziewczyna obiecała poprawę i postanowiła, że może zapłacić za swoje błędy. Postanowiła zrezygnować z brania dodatkowych pieniążków na wycieczkę. Nie przyszło jej to łatwo, lecz nie chciała mieć nic na sumieniu. Aby wyrzucić z siebie żal, złość i rozczarowanie napisała na kartce: „Life is brutal”, która nakleiła na drzwi, by zawsze pamiętać o tym, że niemożna mieć wszystkiego, czego się pragnie.
Terazawsze, gdy spogląda na drzwi, wie, że postąpiła zgodnie z regułami Bożymi, zgodnie ze słowem Boga, którego kocha nad życie. Musiała wynagrodzić mamie i tacie złe uczynki, nieprawidłowe zachowanie.
czwartek, 13 października 2011
Rozdział II
ROZDZIAŁ II
Zgoda
Po cichutku zaczaiła się, próbując podsłuchać o czym rozmawiają rodzice. Chciała wejść za drzwi. Lekko je dopchnęła do przodu. Zatrzeszczały. Zdziwiona matka zajrzała i ujrzała córkę.
- Co ty wyrabiasz, moja droga?- Rzekła spokojnie, lecz zdecydowanie.
- Mama, ja po prostu chcę jechać na tą wycieczkę klasową.- spojrzała błagalnie matce w oczy.- Proszę, pozwólcie mi!- Powiedziała tym razem patrząc na ojca.
- Dobrze, pojedziesz- powiedzieli łagodnie.- Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? Zgadzam się na wszystko!
- Musisz jutro po szkole zrobić zakupy i zanieść je babci.
- Żaden problem!
- A teraz idź odrobić lekcje na jutro- dodała mama.
Ania odmaszerowała do swojego pokoju. Oczywiście zanim otworzyła książki- zatelefonowała do Darii z świetną wiadomością. Dziewczyny umówiły się na spotkanie, by odgadać wszystko dotyczące wycieczki. Po powrocie Ania pobawiła się z psem, a właściwie suczką- Pistacją. Jest ona kundelkiem o długiej, jasnej sierści i zwisających, puszystych uszach. To pies klasowy, którym zlecono jej się opiekować 3 dni.
Pierwszy rozdział...
Hej. Na tym blogu będę zamieszczać swoją twórczość. Uwielbiam j.polski. W podstawówce miałam świetną nauczycielkę i zaraziła mnie miłością do tej dziedziny nauki. Kocham pisać opowiadania. Wiersze trochę gorzej mi wychodzą, dlatego też pozostanę przy opowiadaniach.
Nie będę już dłużej lamentować. Przedstawiam pierwsze wypocinki. :)
ROZDZIAŁ I
Wycieczka szkolna na Mazury
Rozpłakała się. Wbiegła na górę i zatrzasnęła się w pokoju. Padła na łóżko i moczyła poduszkę.
Nie będę już dłużej lamentować. Przedstawiam pierwsze wypocinki. :)
ROZDZIAŁ I
Wycieczka szkolna na Mazury
Rozpłakała się. Wbiegła na górę i zatrzasnęła się w pokoju. Padła na łóżko i moczyła poduszkę.
Ojciec próbował porozmawiać, wejść do środka, lecz dziewczyna wykrztusiła z siebie jedynie:
- Odejdź! Teraz chcę być sama. Sama!
- Aniu, otwórz mi. Chcę tylko Ci coś wyjaśnić.- Próbował przekonać ojciec.
Nie dostał odpowiedzi. Zawiedziony poszedł przemyśleć tą sytuacje razem z żoną, matką Ani.
W tym czasie czternastolatka zadzwoniła do Darii, swojej psiapsiółki. Opowiedziała jej o wszystkim, co się działo: o tym ,ze pokłóciła się z ojcem o wyjazd na Mazury, że źle się czuję, smutno jej oraz o tym, iż teraz siedzi sama w zamkniętym pokoju.
- Poproś rodziców, aby dali Ci szanse. Zaufali, i pozwolili wyjechać. Będzie mi smutno bez Ciebie!- Wyżaliła się Daria.
- Spróbuję jeszcze raz.
To powiedziawszy Ania otworzyła pokój, zeszła na dół i udała się do kuchni, gdzie spiskowali mama i tata.
Subskrybuj:
Posty (Atom)